UNDER A KILLING MOON

UNDER A KILLING MOON – 1994 (Access Software) 
Ta gra pokazała jak poprawnie wykorzystać pojemność dysków CD. To była prawdziwa rewolucja. UAKM po prostu rozwaliło rynek w 1994 roku. W czasach kiedy moda na interaktywne filmy nabierała rozpędu, Access Software pokazało że można iść w zupełnie innym kierunku.
Po pierwsze gra to trzecia odsłona przygód Texa Murphyego, detektywa wzorowanego na książkach Raymonda Chandlera. Wcześniej mogliśmy się doskonale bawić wcielając się w niego w grach Mean Street i Martian Memmorandum. Tyle że Tex nie jest żadnym tam Bogartem mimo że ubiera się w podobny do niego sposób. Tex to facet który wprowadza do nurtu future noir sporą dawkę humoru. Tego faceta nie można brać na serio. I ten element humoru był zawsze atutem w grach pokazujących perypetie detektywa. Akcja gry ma miejsce w 2042 roku w San Francisco (które do dziś zmaga się ze zniszczeniami po III wojnie światowej) i jak już wspomniałem jest przesiąknięta klimatem noir. W 2042 roku pojawiło się wielu mutantów ale nasz bohater był na nie odporny i zamieszkuje jedną z bogatych dzielnic co nie oznacza że sam jest bogaczem. Akcja zaczyna się od rozwiązania zagadki napadu na niewielki sklepik ale to tylko zmyłka bo wszystko nabiera rozpędu jak na torze formuły 1 i rozmachu jak w filmach Emmericha. UAKM tak naprawdę jest przygodówką point n click ale za to JAKĄ!
Po pierwsze gra zajmowała CZTERY PŁYTY CD! I Accessi nie zapełnili ich przerywnikami filmowymi ale lokacjami, przedmiotami i postaciami. Wszyscy bohaterowie (nawet III planowi) są odgrywani przez żywych aktorów. Wszystkie przedmioty jakie znajdziecie w grze są w pełnym trójwymiarze co w tamtych latach wręcz szokowało. Mało tego, nnarratorem gry jest sam Lord Darth Vader czyli James Earl Jones. W rolę Texa ponownie wcielił się założyciel Accessów czyli Chris Jones i wyszło mu to rewelacyjnie.
Scenariusz jest wciągający i dowcipny a przede wszystkim pisano go ze sporym rozmachem. Grafika jak na tamte czasy była wręcz niemożliwa. Kiedy oglądało się zmagania Texa na ekranie ciężko było uwierzyć że można taki efekt uzyskać na komputerze. Oczywiście także muzyka była niesamowita i bardziej kojarzyła się z filmem niż z grą. Zresztą już pierwsze prezentacje UAKM wgniatały w fotel ale krytycy byli oszczędni w słowach i woleli poczekać na gotowy produkt. W tamtych czasach często pokazywano prezentacje gier które w pełnej wersji nie miały nic wspólnego z tym co widzieliśmy na filmikach. Zresztą podczas pierwszej prezentacji UAKM wszyscy myśleli że Accessi pokazują przerywnik filmowy (!) a to był gameplay. Gra była doskonałym połączeniem najnowszej technologii, grafiki oraz miodności. Kiedy pokazywałeś ją znajomym to miło było obserwować ich opad szczęki.
UAKM posiadał też w pełni trówymiarowe środowisko gry co było niezwykle przydatne przy poszukiwaniu dowodów czy śladów. Mogliśmy grzebać np. w szufladzie czy zaglądać pod sofę. Gra była stosunkowo trudna jak na swoje czasy ale nie odstraszało to graczy.
Miodność tej gry przeszła do legendy. Ponadto Accessom udało się połączyć ciężki klimat noir z dużą dawką humoru. Przecież Tex tak naprawdę bardziej przypomina Franka Drabiebina niż Marlowa. To było wielką sztuką bo przecież było to poruszanie się po bardzo grząskim gruncie. Accessi wyszli jednak z tego spaceru zwycięsko tworząc grę która podbiła serca graczy oraz ich kieszenie. UAKM był nie tylko wielkim sukcesem artystycznym oraz technologicznym ale też i kasowym. Ludzie dla tej gry kupowali napędy CD(!).
CO najciekawsze przygody Texa pięknie się zestarzały i nawet dziś gra się w nie bardzo przyjemnie.
Dla mnie UAKM jest grą bardzo ważną. Po pierwsze pokazującą że CD można zapychać nie tylko cut-scenkami. Po drugie topiekielnie dobra i wciągająca gra, Po trzecie niezwykle dowcipna. Po czwarte można się nią było pochwalić przed znajomymi. Po piąte nie dało się jej ukończyć w jeden wieczór jak wiele innych dzisiejszych produkcji. Po szóste naprawdę lubiłem TEXA, to postać z którą gracz się zżywa co też jest dziś jest rzadkością. Po siódme grę ogrywałem podczas długich, listopadowych wieczorów przy kaflowym piecu (takie było kiedyś ogrzewanie w starych kamienicach) który dodawał klimatu rozgrywce.
Czy warto w to zagrać dzisiaj? BEZWZGLĘDNIE WARTO. Dzis już takich gier nie robią. Niestety…

Tom Rollauer