WING COMMANDER 3

WING COMMANDER 3 – (1994) – Origin Systems (PC, Playstation)
W 1990 roku ujrzeliśmy pierwszego dowódcę skrzydła który był dosyć uproszczonym symulatorem kosmicznym. To co odróżniało Wing Commandera od innych tego typu gier była solidna warstwa fabularna. Oto trafialiśmy do uniwersum w którym ludzkość toczy wojnę z rasą inteligentnych kotów zwaną Kilrathi (!). Gracz jako świeży pilot rozpoczyna swoją karierę i walczy w tej wojnie przy okazji śledząc wydarzenia przewijające się w cut scenkach. Poznajemy wielu innych pilotów a z niektórymi z nich czujemy się nawet związani emocjonalnie. Ogólnie fabuła zawsze chwytała za gardło. Pierwsze dwie części miały całkiem niezła oprawę graficzną jak na swoje czasy. To co jednak ORIGIN zrobił w części trzeciej przerosło wszelkie oczekiwania graczy.
Już pierwsze przecieki były tak sensacyjne że mało kto w nie wierzył. Wedle doniesień do produkcji zatrudniono samego Marka Hamila – Luke Skywalkera! Kiedy pojawiły się pierwsze screeny okazało się że nie jest to plotka a to był jedynie początek tego co nas miało czekać. Już nie byliśmy bezimiennym pilotem ale wcielaliśmy się w postać samego rycerza Jedi! Ale Origin poszedł na całość i zatrudnił do produkcji także inne elektryzujące nazwiska. Malcolm McDowell w latach 90-tych był naprawdę mocnym nazwiskiem. Wszyscy pamiętali o jego występie u Kubricka w Mechanicznej pomarańczy a facet był przecież jeszcze Kaligulą. Ok. Może zaczął się już wtedy rozmieniać na drobne ale nadal był mocnym nazwiskiem i to on miał się wcielić w rolę Admirała Geoffreya Tolwyna.
Poza nim w grze wystąpił Tim Curry („IT”) John Rhys-Davies („Poszukiwacze zaginionej arki”), Jason Bernard („Zabójcza Broń”), Thomas F. Wilson („Powrót do przyszłości), czy Josh Lucas.
W 1994 roku nikt nawet nie śnił o tym aby do gier komputerowych zatrudniać Hollywoodzkich aktorów a co dopiero taką obsadę. Budżet WC3 wynosił ponad 3 miliony dolarów (skończyło się na 5 milionach). Dziś patrząc na przykład na to ile pieniędzy zżarł już Star Citizen (który nadal jest w fazie wczesnej alfy) budzą śmiech ale wtedy ta kwota zapierała dech w piersiach.
Wszyscy czekali na premierę z rumieńcami na twarzy. Wiadomo już było że gra pojawi się tylko na CD ale nikt nawet nie przypuszczał że aż na CZTERECH! Wielu graczy dla WC3 zakupiło CD-romy o zawrotnej prędkości dwóch speedów. Tyle że to nie wystarczyło. Gra wyszła w rozdzielczości SVGA (coś jak dzisiaj 8k) i aby cieszyć się nią w pełni trzeba było mieć mocny komputer z dobrą kartą graficzną. Przynajmniej 486 DX i 4 Mb RAM(!!!!!!). Żeby jednak zabawić się w niego w SVGA potrzebowaliśmy już procesora klasy PENTIUM ® który był wtedy topowym osiągnięciem techniki i 8 MB ram! Osiem megabajtów! Ludzie pożyczali więc sobie pamięci aby zagrać z Heart of the Tiger bez dziadowania. Pamiętam że chyba przez miesiąc mój komputer miał tylko 4 MB bo stale ktoś pożyczał ode mnie cztery aby zagrać w WC3 (tez mojego). Z tego co pamiętam gra kosztowała 180 złotych i składaliśmy się na nią w dwóch razem z kolegą. To była wtedy kupa forsy.

Czy warto było wydac prawie dwie stówki na dzieło Chrisa Robertsa? Czy spełniało ono oczekiwania?
Uwierzcie mi że granie w WC3 to była wtedy przygoda życia. Technologicznie gra była po prostu cudowna. Bezbłędna. Fabuła była znakomicie rozpisana a my naprawdę zżywaliśmy się z bohaterami. Śmialiśmy się z nimi a także płakaliśmy. To był film S/f na ekranie komputera w którym uczestniczyliśmy. Heart of the Tiger to jednak nie tylko przerywniki filmowe ale też bardzo dobra grafika w gameplayu. Wszystkie obiekty były niesamowicie szczegółowo stworzone i przyprawiały wręcz o zawrót głowy. Akcja była niezwykle dynamiczna. Walki wgniatały w fotel i miejscami były bardzo wymagające. W tej grze zagrało wszystko. Już od marketingu w okresie predeweloperskim do samego wykonania. Wing Commander 3 rozbudził apetyty graczy na całym świecie a danie które dostali było jeszcze bardziej smakowite niż to co zobaczyli na obrazkach.
W tamtych latach większość gier pojawiających się CD Romach zawierała grę która miała 10-30 MB a reszta to były filmowe przerywniki najczęściej nie najwyższych lotów. WC3 był komplementarny. Gdybyście odarli go z warstwy filmowej to nie byłaby już ta sama gra. Origin nie zmarnował ani megabajta na żadnej z trzech płyt.
To był też wielki powrót Marka Hamila. Facet na początku lat 90-tych wystąpił w kilku bardzo złych filmach. Mutronika, Lunatycy, Time Runner czy Body Bags – pamiętacie któryś z nich? No właśnie. Dla niego Wing Commander był wielkim powrotem do S/F. Wreszcie przestał się kojarzyć tylko z postaci Luke Skywalkera. Inni aktorzy tez dali radę i dostaliśmy doskonałe widowisko.
Mimo że gra była doskonała opinie krytyków były różne. EGM dało mu na przykład 7.5/10 ale za to PC GAMER (US) 96 %. Prawdę mówiąc nie miało to znaczenia bo gra sprzedała się w liczbie 700 tysięcy egzemplarzy i zarobiła ponad 16 milionów dolarów. To był chyba pierwszy taki hit. Po raz pierwszy udowodniono że gry komputerowe to poważny rynek a nie nisza. Nie umknęło to uwadze Hollywood i wielu producentów filmowych zaczęło upatrywać w grach nowy rynek, może nie tak duży jak filmowy (ależ się pomylili) ale dosyć znaczący.
Gra została nominowana do najlepszej gry akcji, trofeum przyznawanym przez PC GAMER ale przegrała z… TIE FIGHTEREM. Z całym szacunkiem dla Tie Fightera ale WC3 nakrywał go czapką. Ta sama gazeta umieściła WC3 na 72 miejscu najlepszych gier wszechczasów. I z tym się w pełni zgadzam. A na co narzekali krytycy? A na to że sekwencje walki w kosmosie są nudne ? No cóż… Ciekawe co powiedzieliby ci sami krytycy grając w Elite Dangerous.
Jeśli myślicie że wstawki filmowe w WC3 były tylko bajerem to spieszę z wyjaśnieniem iż były one raczej grą przygodową. Od tego w jaki sposób reagowaliśmy zależało bardzo wiele. Robiliśmy sobie wrogów albo przyjaciół a nawet wpływaliśmy na morale całej załogi.
Wing Commander 3 został jeszcze wydany na PSX oraz 3DO (taka konsola Panasonic którą kojarzą tylko w USA). Miał się także pojawić na Atari Jaguar ale nim to się stało konsola ta stała się symbolem porażki i zrezygnowano z tych planów. W 1996 roku wydano jeszcze czwartą część Wing Commandera ale nie doniosła ona już tak spektakularnego sukcesu.
Jak już wspomniałem Hollywood zauważyło sukces gry i w 1999 roku powstała filmowa wersja WC. Wyreżyserował ją sam Chris Roberts. I to chyba ostatnia pozytywna rzecz jaką można o tym filmie napisać. Budżet filmu wyniósł ponad 30 milionów dolarów (bez promocji) więc całkiem dużo a film zarobił… 11 mln. Każdy kto go widział zna odpowiedź dlaczego tak się stało.
Jak ja wspominam WC3? Po pierwsze była to chyba pierwsza gra na którą wydałem tyle kasy. CO prawda z kumplem 70/30 ale i tak było to bardzo dużo więc nasze oczekiwania względem gry były ogromne. Nie zawiedliśmy się. Grę ukończyłem kilkanaście razy i za każdym z nich doskonale się bawiłem. Pokazywałem tą grę także jako swoiste demo możliwości mojego sprzętu. Pamiętam te szczęki które zbierali koledzy z podłogi kiedy go odpalałem. I sądzę że nawet dzisiaj WC3 jest grą w którą warto zagrać.
Tom Rollauer