Robinson`s Requiem

Robinson`s Requiem – 1994 (Silimarilis) – Amiga. Niesłusznie zapomniana gra która wciągnęła mnie na wiele zimowych wieczorów. Francuską firmę Silimarilis zna chyba większość użytkowników Przyjaciółki. Znani są m. in. z cyklu Ishar czy Transarctici. Gry które tworzyli były nowatorskie i niezwykle złożone. Niestety były także pełne błędów. Nie inaczej jest w przypadku tej gry. Robinsons Requiem rozpoczyna się od katastrofy statku kosmicznego którym podróżowaliśmy. Lądujemy na obcej planecie i naszym zadaniem jest przeżyć i doczekać na przybycie ekipy ratunkowej. Jest więc to prekursor wszelkiej maści survivali. Oprawa graficzna była jak na tamte czasy całkiem efektowna. Interface przypominał ten który znaliśmy już z serii Ishar więc miłośnicy rpg-ów nie mieli większych problemów z odnalezieniem się w niej. Przez cały czas musimy kontrolować nasz poziom nawodnienia oraz głód. Dziś nikogo to nie szokuje ale w latach 90-tych była to nowość. Do tego infekcje, ugryzienia, złamania czy inne uszkodzenia mogą nas zabić szybciej niż gotują się szparagi (Ave cesarz August!). Masę czasu poświęcimy na polowania czy zbieractwo bo wszystko w tej grze okupione jest wysiłkiem i bólem. Oczywiście musimy zadbać także o schronienie bo łatwo organizm wyziębić. W grze raczkował też crafting. Musieliśmy konstruować prymitywne bronie bo byłoby szaleństwem rzucić się na tygrysa z gołymi rękami. Do tego nawiążemy kontakty z rdzennymi mieszkańcami planety.
Jeśli jest tak dobrze to… No właśnie. Po pierwsze gra była niezwykle trudna. Miejscami aż absurdalnie. To odstraszyło wielu graczy. Po za tym była dosyć specyficzna i nie przypadła do gustu większości miłośników RPG. W tamtych czasach walczyło się o punkty doświadczenia czy nowe bronie a tu walczyliśmy o to aby przeżyć. Głównie eksplorujemy celem zaspokojenia naszych podstaw bytowych. Nie znajdziemy tu potworów, czarów ani wróżek. Dlatego grą zachwycało się raczej egalitarne grono graczy którzy chcieli czegoś więcej.
Po drugie gra była pełna koszmarnych błędów które potrafiły naprawdę zniechęcić do rozgrywki. Ogólnie francuzi przyzwyczaili nas do tego że ich produkty są niedopracowane (szczytowym osiągnięciem była tutaj Transarctica) ale w RR można było czasem utknąć na wiele godzin tylko dlatego że nie potrafiliśmy znaleźć rozwiązania gdyż jakiś przedmiot nie pojawiał się tam gdzie powinien albo znikał. Zresztą liczba błędów była bardzo długo. Mimo tego gra była kamieniem milowym choć kamień ten był okupiony frustracją graczy. Jeśli nie widzieliście RR to warto sięgnąć po ten tytuł bo naprawdę warto.
Tom Rollauer